W sierpniu na fly4free pojawiła się okazja, na którą długo czekałem – tanie bilety na Sri Lankę z Berlina. Szybka wiadomość do koleżanki Phoebe i decyzja po 3 godzinach – lecimy we wrześniu na 17 dni.
Loty były z 2 przesiadkami, na trasie Berlin – Belgrad – Abu Dhabi – Colombo. W tamtą stronę podróż trwała 21 godzin (8 godzin w Abu Dhabi) a z powrotem 14. Niestety stosunkowo duża liczba przesiadek i mało czasu w Belgradzie zaowocowały zgubionym bagażem nadawanym i to w obie strony.
Nasza wycieczka miała 3 etapy:
6 dni podróżowania i zwiedzania
7 dni kitesurfingu w Kalpitiya
3 dni nauki surfingu na południu
Nasze przeżycia i doświadczenie na Sri Lance opisałem na blogu:
Naszą podróż zaczęliśmy w rybackiej wiosce Negombo. Wokół każdej chaty suszyły się na ziemi rezultaty porannego połowu.
Po drodze odwiedziliśmy sierociniec dla słoni. Akurat załapaliśmy się na szorowanie podopiecznych
:)
Sri Lanka, inaczej Cejlon, słynie ze swoich plantacji herbaty. Położone są one w środkowej części wyspy, na wyżynach. Najlepszym sposobem na podróżowanie przez te okolice jest publiczny pociąg, który sunie leniwie przez bezkresne połacie krzaków herbaty.
Zbieraczka herbaty pokazuje nam młode liście
...i jej szalona koleżanka
;)
Na wyżynach jest wysoko
;) więc też dużo zimniej niż w pozostałej części wyspy. Większość miejscowych chodzi w ciepłych czapkach, przy czym zdecydowanie najmodniejszym modelem jest właśnie ten różowy.
"Gender" dotarło na Sri Lankę dużo wcześniej
;) A tak serio – chłopcy tuż przed ich przedstawieniem w okolicznej szkole.
Opuszczając wyżyny odwiedziliśmy też plantację przypraw i roślin leczniczych: cynamon, eukaliptus, kardamon i wiele innych. Ciekawostką były kremy do depilacji na bazie czysto roślinnej - ich skuteczność potwierdziłem osobiście. Na zdjęciu owoc kakaowca:
Sigiriya Rock – podobno przypomina lwa… Na jej płaskim szczycie zamieszkał kiedyś król wraz ze swoimi nałożnicami i nigdy nie schodził. Trochę nudno
;)
Dziś wejście dla turystów jest dobrze zabezpieczone, ale tuż obok widać oryginalną "ścieżkę"
Po drodze na górę mija się skalne malowidła – jak widać kanony urody się specjalnie nie zmieniły
;)
na górze
Po drodze na dół spotkaliśmy takie brzydale
Następnie udaliśmy się na safari do parku Minneriya wynajetym jeepem:
Największą atrakcją parku są duże stada słoni
Mieliśmy szczęście zobaczyć jedynego samca w okolicy z tak dużymi kłami. Pozostałe mają dosyć mizerne, a samice w ogóle.
Maluch
Następnym etap wycieczki był okręg kulturalno-religijny. Zaczęliśmy od ruin w Polonnaruwa, które najlepiej zwiedza się na rowerze:
Typowa świątynia (a może grobowiec?)
Przydrożne kapliczki na Sri Lance różnią się trochę od naszych. Przede wszystkim są dużo bardziej kolorowe. W tej akurat kapliczce widzimy hinduistycznego boga Ganesha i jego służącą myszkę.
No i wreszcie dotarliśmy do naszej chatki w Kalpitiya, w której spędziliśmy kolejne 7 dni uprawiając kitesurfing:
Tuż za ogrodzeniem mieściła się wytwórnia soli. Miejscowi podczas przypływów wpuszczali morską wodę do tych prostokątnych zagłębień za pomocą drewnianych śluz. Następnie zamykali odpływ i czekali aż woda wyparuje. A potem trzeba tylko zebrać sól.
Codziennie na naszej werandzie mieliśmy takie zachody:
Było też oczywiści sporo pływania:
Także na takim wynalazku
;)
Widok na naszą bazę od strony wody
Osiołki na kajtowym spocie
No koniec wybraliśmy się na południe wyspy, żeby wreszcie trochę odpocząć
;)
Naszym ulubionym miejscem była Mirissa Beach. Dżungla sięga tam często do samego oceanu:
Tradycyjny sposób połowu ryb na Sri Lance to tzw. stilt fishing. Rybacy wspinają się na pale i stają na poprzeczkach. Dzięki temu nie sięgają ich wysokie, oceaniczne fale. Łowią za pomocą małych sieci i żyłek, a połów ląduje w tych koszach. W bardziej turystycznych miejscach wyspy niektórzy robią to już tylko dla turystów, ale w Mirissa dalej kultywują ten sposób łowienia, bez względu na to czy ktoś podląda:
Wioska rybacka tuż nad wodą:
Na południu zachody też dają radę
;)
Pożegnalna kolacja z 3 homarów:
To by było na tyle, mam nadzieję, że się podobało. Chętnie odpowiem na ewentualne pytania.No tak, była herbata, były słonie, ale zapomniałem o leniwych psach
;) Psy na Sri Lance są wszędzie - na ulicach, na dworcach, na plażach, w parakch narodowych, na Sigiriya Rock... Wszystkie podobne, wszystkie jakieś takie zblazowane
;) Te na ulicach ruszą się tylko w najwyższej ostateczności. Jeżeli jest cień szansy na to, że samochód je ominie, wyczekają do końca. No bo po co wstawać w taki upał...
DziennikLotow.pl napisał:No tak, była herbata, były słonie, ale zapomniałem o leniwych psach
;)Psy na Sri Lance są wszędzie - na ulicach, na dworcach, na plażach, w parakch narodowych, na Sigiriya Rock... Wszystkie podobne, wszystkie jakieś takie zblazowane
;) Te na ulicach ruszą się tylko w najwyższej ostateczności. Jeżeli jest cień szansy na to, że samochód je ominie, wyczekają do końca. No bo po co wstawać w taki upał...oj, a mi te psiaki serce łamały... Prawie same chudzinki, mnóstwo chorych i niemiłosiernie zapchlonych. Na Sigiriya Rock to psia mamuśka specjalnie właziła za turystami na sam szczyt żeby żebrać o jedzenie wśród turystów - później zbiegała na dół i karmiła małe szczeniaki (ten z Twoich zdjęć przypomina mi jednego z jej malców). Dla mnie, przyzwyczajonej do "zachodnich" standardów, w których psy i koty to w większości domowe maskotki, widok tamtejszych psiaków nie był zbyt przyjemny - no ale ja zawsze mam miękkie serce dla sierściuchów więc może przesadzam
;)
ciri napisał:oj, a mi te psiaki serce łamały... Prawie same chudzinki, mnóstwo chorych i niemiłosiernie zapchlonych.A ja nie odniosłem takiego wrażenia. Niektóre owszem zapchlone, ale w większość wydawały się szczęśliwe (patrz nasze wideo powyżej). W większość też bardzo wybredne co do tego, czym próbowaliśmy je karmić, więc zagłodzone na pewno nie były.
Ktoś mnie ostrzegał przed psami na Sri Lance, że mogą być agresywne i zdarzały się pogryzienia i w efekcie zastrzyki itd.Jaka jest Wasza opinia w tym temacie?Bo też mam miękkie serce dla zwierzaków, ale nie chciałbym skończyć wyjazdu z wścieklizną.
Sudoku napisał:Ktoś mnie ostrzegał przed psami na Sri Lance, że mogą być agresywne i zdarzały się pogryzienia i w efekcie zastrzyki itd.Jaka jest Wasza opinia w tym temacie?Bo też mam miękkie serce dla zwierzaków, ale nie chciałbym skończyć wyjazdu z wścieklizną.Ja nie dostrzegłam w nich żadnej agresji, z większością starałam się unikać bezpośredniego kontaktu ale zdarzyło mi się kilka bardziej przymilnych pogłaskać (co być może nie było za mądre
;)) - z moich obserwacji wynika, że nie ma się czego bać.
No to czas na kilka zdjęć ze sportowej części wyjazdu.Była jazda po falach:
Na hydroskrzydle:
Trochę freestylu:
I różne odmiany klasycznego surfingu:
Zdecydowanie na Sri Lance nie można się nudzić
:!:
:D
Loty były z 2 przesiadkami, na trasie Berlin – Belgrad – Abu Dhabi – Colombo. W tamtą stronę podróż trwała 21 godzin (8 godzin w Abu Dhabi) a z powrotem 14. Niestety stosunkowo duża liczba przesiadek i mało czasu w Belgradzie zaowocowały zgubionym bagażem nadawanym i to w obie strony.
Nasza wycieczka miała 3 etapy:
Nasze przeżycia i doświadczenie na Sri Lance opisałem na blogu:
Dodatkowo opisałem naszą propozycję na spędzenie długiego stopover-u w Abu Dhabi.
A teraz zapraszam na foto-story z naszej wyprawy!
Naszą podróż zaczęliśmy w rybackiej wiosce Negombo. Wokół każdej chaty suszyły się na ziemi rezultaty porannego połowu.
Po drodze odwiedziliśmy sierociniec dla słoni. Akurat załapaliśmy się na szorowanie podopiecznych :)
Sri Lanka, inaczej Cejlon, słynie ze swoich plantacji herbaty. Położone są one w środkowej części wyspy, na wyżynach.
Najlepszym sposobem na podróżowanie przez te okolice jest publiczny pociąg, który sunie leniwie przez bezkresne połacie krzaków herbaty.
Zbieraczka herbaty pokazuje nam młode liście
...i jej szalona koleżanka ;)
Na wyżynach jest wysoko ;) więc też dużo zimniej niż w pozostałej części wyspy.
Większość miejscowych chodzi w ciepłych czapkach, przy czym zdecydowanie najmodniejszym modelem jest właśnie ten różowy.
"Gender" dotarło na Sri Lankę dużo wcześniej ;) A tak serio – chłopcy tuż przed ich przedstawieniem w okolicznej szkole.
Opuszczając wyżyny odwiedziliśmy też plantację przypraw i roślin leczniczych: cynamon, eukaliptus, kardamon i wiele innych.
Ciekawostką były kremy do depilacji na bazie czysto roślinnej - ich skuteczność potwierdziłem osobiście.
Na zdjęciu owoc kakaowca:
Sigiriya Rock – podobno przypomina lwa… Na jej płaskim szczycie zamieszkał kiedyś król wraz ze swoimi nałożnicami i nigdy nie schodził. Trochę nudno ;)
Dziś wejście dla turystów jest dobrze zabezpieczone, ale tuż obok widać oryginalną "ścieżkę"
Po drodze na górę mija się skalne malowidła – jak widać kanony urody się specjalnie nie zmieniły ;)
na górze
Po drodze na dół spotkaliśmy takie brzydale
Następnie udaliśmy się na safari do parku Minneriya wynajetym jeepem:
Największą atrakcją parku są duże stada słoni
Mieliśmy szczęście zobaczyć jedynego samca w okolicy z tak dużymi kłami. Pozostałe mają dosyć mizerne, a samice w ogóle.
Maluch
Następnym etap wycieczki był okręg kulturalno-religijny. Zaczęliśmy od ruin w Polonnaruwa, które najlepiej zwiedza się na rowerze:
Typowa świątynia (a może grobowiec?)
Przydrożne kapliczki na Sri Lance różnią się trochę od naszych. Przede wszystkim są dużo bardziej kolorowe.
W tej akurat kapliczce widzimy hinduistycznego boga Ganesha i jego służącą myszkę.
No i wreszcie dotarliśmy do naszej chatki w Kalpitiya, w której spędziliśmy kolejne 7 dni uprawiając kitesurfing:
Tuż za ogrodzeniem mieściła się wytwórnia soli. Miejscowi podczas przypływów wpuszczali morską wodę do tych prostokątnych zagłębień za pomocą drewnianych śluz. Następnie zamykali odpływ i czekali aż woda wyparuje. A potem trzeba tylko zebrać sól.
Codziennie na naszej werandzie mieliśmy takie zachody:
Było też oczywiści sporo pływania:
Także na takim wynalazku ;)
Widok na naszą bazę od strony wody
Osiołki na kajtowym spocie
No koniec wybraliśmy się na południe wyspy, żeby wreszcie trochę odpocząć ;)
Naszym ulubionym miejscem była Mirissa Beach. Dżungla sięga tam często do samego oceanu:
Tradycyjny sposób połowu ryb na Sri Lance to tzw. stilt fishing. Rybacy wspinają się na pale i stają na poprzeczkach. Dzięki temu nie sięgają ich wysokie, oceaniczne fale. Łowią za pomocą małych sieci i żyłek, a połów ląduje w tych koszach.
W bardziej turystycznych miejscach wyspy niektórzy robią to już tylko dla turystów, ale w Mirissa dalej kultywują ten sposób łowienia, bez względu na to czy ktoś podląda:
Wioska rybacka tuż nad wodą:
Na południu zachody też dają radę ;)
Pożegnalna kolacja z 3 homarów:
To by było na tyle, mam nadzieję, że się podobało. Chętnie odpowiem na ewentualne pytania.No tak, była herbata, były słonie, ale zapomniałem o leniwych psach ;)
Psy na Sri Lance są wszędzie - na ulicach, na dworcach, na plażach, w parakch narodowych, na Sigiriya Rock... Wszystkie podobne, wszystkie jakieś takie zblazowane ;)
Te na ulicach ruszą się tylko w najwyższej ostateczności. Jeżeli jest cień szansy na to, że samochód je ominie, wyczekają do końca. No bo po co wstawać w taki upał...